niedziela, 3 lipca 2011

7. Rzeczy ulotne

Ostatnie dni dały mi trochę do myślenia, odnośnie mnie... mojego życia... mojego sposobu patrzenia na ludzi i otaczający mnie świat...
Tak już w życiu się układa, że czasem coś musi przeminąć, by przyjść mogło coś nowego. Ktoś musi odejść, by mógł przyjść ktoś inny...
I tak było właśnie teraz.
Być może moja matka odeszła z mojego życia (co prawda nie jako osoba, gdyż prawdopodobnie spotkamy się jeszcze w sądzie, ale odeszła jako matka), ale w zamian za to, dostałam nową mamę.
Nową, znacznie milszą, kochańszą i bezinteresowną.
Jest to dla mnie kolejna miła zmiana w moim życiu, do której będę musiała przywyknąć. Mówienie "mamo", "mamusiu" jest mi tak obce, że aż trudno mi sobie wyobrazić mówić tak do kogoś.. Jednak, nie takie rzeczy już przechodziłam i wierzę, że uda mi się wyrzucić te słowa z gardła bez większego oporu. Mama K. jest dla mnie wzorem matki. Wzorem, jakiego nigdy nie miałam. Bardzo ją podziwiam i cieszę się niezmiernie, że od teraz będzie i moją mamą.

Ponad to, od paru dni ponownie zaczęłam dostrzegać w swojej aurze kolor zielony. Cieszy mnie to, bo to oznacza, ze idę na przód i nie zagłębiam się w swojej depresji. Nad kondycją fizyczną zaczęłam już pracę, teraz czas na poprawę kondycji psychicznej i duchowej. Dziś odpalę kadzidło Kalachakry i pomedytuję odrobinę. Tak dla relaksu.

Pomimo tego, że ostatnio ciągle pada, wciąż trzymam w sercu nadzieję na lepsze, słoneczne dni.
W końcu, zawsze po deszczu wychodzi tęcza...
Wystarczy tylko poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz