środa, 10 lipca 2013

30. I po co te nerwy

Na prawdę.
Na prawdę muszę dać sobie na luz.
Obiecałam sobie, że to już koniec włażenia mi na głowę, a ostatnio znowu dałam się wciągnąć w tę grę.
Jestem zmęczona i szkoda mi czasu na coś co zwyczajnie nie ma sensu.
Jak nie, to nie. Nic na siłę.

A w zasadzie to nie mam weny. Czuje się ostatnio strasznie przemęczona.
Wyczerpałam wenę i siły na moje inne projekty artystyczne. O dziwo wkręciłam się w malarstwo. Bez przymusu i obowiązku. Ot, dla samej siebie. Apokalipsa :)


czwartek, 25 kwietnia 2013

29. Fantasmagorie? Nie wiele tu po mnie.

Dziś spędziłam ogólnie bardzo miło dzień.
Właściwie zaczęło się od nocy, kiedy to Pan kot postanowił z nami spać. Pół nocy mruczał mi do ucha, aż w końcu łaskawie około 3 w nocy postanowił zrobić mi miejsce i polazł na swój fotel, a ja mogłam rozrzucić wygodnie swoje kończyny na wszystkie strony. W pracy dopisywał mi humor, okazało się, że to dzień wypłaty, yey! Po pracy spotkałam się z moja przyjaciółką A.
Udałyśmy się do pewnego znanego sklepu muzycznego, gdzie zakupiłam sobie nowy instrument. Następnie poszłyśmy na babskie zakupy, a potem na babskie ploty przy drinku z palmą (tak właściwie był to napój z lodem xD), odebrałam swoje kochane buciki z zakładu szewskiego i mam nadzieję, że mi posłużą całe lato!
Spędziłam dziś miło dzień, bez zbędnych histerii, nerwów, złości, smutków.
W poniedziałek zakończyła się pewna czarna seria, o czym świadczy też fakt, że we wtorek widziałam lecącego nad moją głową pięknego bociana, a następnego dnia parę metrów ode mnie siedział kos i śpiewał trele które były niczym miód dla moich uszu. Cudo.

Kolejny ciężar spadł z serca, pewien etap zamknięty.
Doszłam do wniosku, że kijem rzeki nie zawrócę.
Esy floresy.

Muzyką ogrzewam swoje serce i w tanecznym przytupnięciu podążam na przód. Aye!


niedziela, 14 kwietnia 2013

28. Byle do przodu

Pomimo" krótkiego" nawrotu zimy, śnieżyc i srogiego wiatru, od paru dni wiosna na dobre zagościła w moim mieście. Wielkie hałdy śniegu nareszcie stopniały i z dnia na dzień słońce coraz mocniej świeci.
A ja zachłyśnięta słońcem i pozytywną energią postanowiłam dokonać paru zmian w swoim życiu.
Zaczęłam od zmiany koloru włosów - zupełnie pprzeciwny kolor niż ten który miałam do tej pory.
(Dużo słońca! Dużo pozytywnej energii!)
A następnie wzięłam się za swoje stany depresyjno-demotywujące i między innymi zaczęłam regularnie biegać.
Tzn... "biegać", bo póki co, po kilkunastu metrach łapię zadyszkę...
... ale grunt to się nie poddawać i biec dalej.
Jest to dla mnie rodzaj trenowania samodyscypliny i motywacji.
Jeśli z tym dam radę, z resztą też sobie poradzę. :)


sobota, 2 marca 2013

27. Wiosna, wiosna ach to Ty!

Jeszcze śnieg dobrze nie stopniał, jeszcze luty się nie skończył, a już powiało wiosną. Ptaki zaczęły śpiewać szalone trele, niebo zrobiło się jakby jaśniejsze, powietrze jakby się ociepliło i pomimo, że jeszcze tego nie widzisz, to one już wiedzą, że wiosna jest blisko. One. Zwierzęta. Istoty które zachowały swoje pierwotne instynkty, i które mają zdecydowanie bliższy kontakt z matką naturą. Dzikie gołębie (dzikie, nie te miejskie) zaczynają już się nawoływać swoimi "sowimi" pohukiwaniami, bażanty staczają walki godowe, osiedlowe koty zrobiły się bardziej żywotne i jakby słońce się ożywiło i zaczęło częściej pokazywać swoje oblicze.
Wraz z podmuchem wiosny nastały zmiany.
I to niespodziewane zmiany.
Wyrzuciłam z siebie pewne negatywne emocje które od lat zatruwały moja duszę. Najwyższa pora.
A także od dwóch dni mamy z K. nowego współlokatora.  Jest to piętnastoletni kocur. W przykrych okolicznościach zmarł mu właściciel i kot trafił na tydzień do schroniska. Ponieważ jego właściciel był moją rodziną, postanowiłam, że zajmę się kotkiem. Decyzję podjęłam tak na prawdę szybko, w ciągu paru chwil, nie znając tego kota (widziałam go raz kiedyś, jak był malutki) i zastanawiałam się czym ten "kot w worku" się okaże. Jednak, gdy teraz patrzę na niego, to wiem, że postąpiłam słusznie. Jest bardzo grzeczny, słodki i straszny z niego przytulas.
Czuję, że będzie nam się dobrze razem mieszkało.

Wybrałam się dziś na giełdę kamieni szlachetnych i minerałów. Uwielbiam te giełdy, zawsze znajdę tam coś ku uciesze mojego oka i serca, za rozsądne pieniądze. Jednak dziś wyjątkowo poszłam tam bez planu, bez książek o kamieniach, nie wiedząc tak na prawdę czego potrzebuję. Jednak przeznaczenie poprowadziło mnie ku wisiorkowi w kształcie jesiennego liścia z jaspisu, oraz ku pierścieniowi z rubinami którego pokochałam od pierwszego wejrzenia. Kotu też się spodobał, bo już zdążył się o niego otrzeć i obsmarkać :)

Jaki ten los potrafi być przewrotny.
Chciałaś babo zwierze? To masz!
Owszem chciałam, ale myślałam o ptaku, psie.... nie o kocie.. Miałam dwa! I koty to mali destruktorzy! Gryzą kwiatki, sikają, niszczą i drapią meble! Poza tym chciałam przygarnąć psa ze schroniska, pomóc jakiemuś staremu psinie, którego nikt by nie chciał, który z powodu swojego wieku nie miał by żadnych szans na adopcje. To był mój mały cel w życiu, który sobie założyłam będąc jeszcze dzieckiem we wczesnych latach podstawówki.
No i pomogłaś. Kotu. Który trafił do schroniska, bo właśnie nikt go nie chciał.
Ja chciałam.
My chcieliśmy. I teraz ta słodka istotka, leży sobie na kanapie zwinięta w kuleczkę i śpi.
Pewnie jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, nim przejdzie mu depresja spowodowana śmiercią właściciela i kilkukrotną zmianą otoczenia.
Jednak jestem dobrej myśli. Kot okazuje miłość i wdzięczność przytulaniem się do nas i donośnym mruczeniem przy każdym dotknięciu.

Nie mogę się doczekać, aż się całkiem ociepli!

wtorek, 5 lutego 2013

26. Marzenia

Nie jestem dobrą pisarką i nigdy nie będę, więc ograniczę się do prostych słów z mojej głowy.

Dawno mnie tu nie było. To w sumie dobrze świadczy. Zajmuje się swoim życiem, rozwijam pasje, studiuje, cieszę się, marudzę, żyję.
Bywa różnie, jak to w życiu. Ciągłe parabole. Wzloty, upadki, wzloty, upadki, wzloty. Itd.
Najważniejsze, to nigdy się nie zatrzymywać. Nawet gdy się upadnie - wstać, otrzepać tyłek, kolana, rozmasować łokcie i iść dalej. I gdy pomimo tego trudu człowiek prze na przód, wtedy zaczyna dostrzegać więcej piękna wokół siebie.

Za trzy dni miną moje dwudzieste piąte urodziny. Dwudzieste piąte. Bogowie jak ten czas leci.
I takim oto sposobem ćwierć wieku minęło jak z bicza strzelił.
Z przyczyn technicznych prezent urodzinowy od K. dostałam już dzisiaj. Tym samym spełnił jedno z moich największych marzeń które miałam od lat. Maszyna do szycia. Teraz pozostało tylko obczaić "RTFM" i zabrać się do praktyki. Podejrzewam, że moje pierwsze kreacje będą niczym z kamienia ciosane, ale nie od razu Rzym zbudowano!
Trzeba wierzyć i dążyć do swoich marzeń, a to czego pragniemy samo do nas przyjdzie. :)



środa, 17 października 2012

25. Pomyliłam wilka.


W nawiązaniu starej indiańskiej legendy, o dwóch wilkach, z przykrością stwierdzam, że do tej pory karmiłam nie tego wilka którego powinnam.
Moje serce pełne było żalu.
Głównie z powodu ludzi, na których się zawiodłam.

Acz nie tylko.

Cała masa zmartwień: o przeszłości,  co poszło nie tak, co mogło pójść lepiej, co mnie zabolało, a co chciałabym, żeby potoczyło się zupełnie inaczej; o przyszłości zastanawiając się kiedy i czy w ogóle spełnią się moje plany i założenia, albo martwiąc się na zapas beznadziejnymi sprawami.
Żal, zawód, bezradność, złość, rozpacz, smutek, strach....
a przede wszystkim strach, bo od niego wszystko się bierze - były doskonałym pokarmem dla "złego wilka".

I nie chodzi tu o użalanie się nad sobą, bo z tym na szczęście nie mam problemu, ale chodzi raczej o to, co w ciszy trawiło moją duszę. Chodzi o to, co niewypowiedziane i co kumulowało się latami. Te wszystkie myśli i uczucia, zamiast płynąć swobodnie i minąć, uwiązały się do mnie niczym tonący do brzytwy, a ja głupia nawet nie wysiliłam się, by je od siebie odczepić.
Poddałam się im. Stałam się nimi. Stałam się żalem, stałam się smutkiem. Taki stan potrafi na prawdę zmęczyć....

Drugi wilk, leży gdzieś w kącie i skomli cicho, nieśmiało przypominając o swojej obecności.

Może usłyszałabym go wcześniej, gdyby nie ona. Pazerna, wstrętna i perfidna.Omamiła mój umysł. Wszystko przestało być istotne bo myślałam tylko o niej.
Przez nią wciąż karmiłam złego wilka.
Moja towarzyszka, "przyjaciółka". Niby chce ukoić, a tak na prawdę omamia i sprawia jeszcze większy ból. Nie znam nikogo bardziej perfidnego niż ona. Do tej pory się jej poddawałam, dawałam sobie wejść na głowę. Robiła co chciała. Ale w końcu dojrzałam do tego by definitywnie powiedzieć jej "wypier......".
I jestem gotowa walczyć o swój spokój. Wiem, że nie pozbędę się jej od razu i na zawsze, bo ta łajza lubi wracać, ale wystarczy znaleźć tylko na nią sposób. Zbyt wiele już przez nią straciłam. Zabiera mi zdrowie i czas. Ale każdy normalny człowiek wie, że toksyczne znajomości trzeba w końcu skończyć.
Czuję się gotowa stawić jej czoła.

Depresja. Bo to o niej oczywiście mowa.
Wierzę, że więcej nie pokrzyżuje mi planów.
Pora uwierzyć, że to co ona mi pokazuje to tylko iluzja, przez którą muszę się przebić, by dostrzec prawdziwy obraz rzeczywistości.



czwartek, 23 sierpnia 2012

24. Po prostu

Długo nie pisałam. Nie miałam czasu, oraz kompletnie mi to wyleciało z głowy.
Najpierw egzaminy w szkole, potem ślub siostry ciotecznej, następnie wyjazd do Rzymu, potem wyjazd z przyjaciółkami na działkę, potem dłubanie w photoshopie i robienie zlecenia, i tak na prawdę dopiero teraz mam chwilę żeby odetchnąć.

Wiele myśli kołata mi się po głowie ostatnimi czasy.
I paradoksalnie - im więcej zaczynam rozumieć, tym większy chaos mam w głowie.
Ściana iluzji zaczyna pękać, chociaż wiele pracy jeszcze przede mną.

Czuje ogromne zmęczenie.

czwartek, 10 maja 2012

23. Głupota ludzka...

Czasami zastanawiam się, skąd się bierze u ludzi czysta głupota, bezmyślność...egoizm i brak empatii dla innych istot.
Pojechałam dziś w odwiedziny do mojego taty. Do jego domu dotarłam jakoś koło godz. 17:00. Okazało się, że jeden z kotów został zamknięty na balkonie i mija właśnie doba (!) odkąd tam siedzi.... Moja wielce sprytna rodzicielka, zamknęła kota na balkonie, następnie swój pokój na klucz, wyszła z domu, nie wróciła na noc i nie pojawiła się do godziny 18:00 następnego dnia.... W nocy były przymrozki i aż mi się serce kraje jak pomyślę, że moja biedna kotka spędziła noc samotnie w takim zimnie, bez wody, bez jedzenia i bez kuwetki.... Zważywszy, że ostatnio i tak trochę chorowała i strasznie zmizerniała i schudła... Gdy tylko matka się zjawiła, zagroziłam jej, że jeśli jeszcze raz zamknie którekolwiek ze zwierzaków w swoim pokoju, lub co gorsza na balkonie, to wezwę policję na interwencję w sprawie znęcania się nad zwierzętami... bo to nie jest pierwszy raz... ani nawet nie dziesiąty....
...to się niestety zdarza bardzo często.
Jest mi strasznie przykro, że mój kot musiał to przeżyć...
Jest mi też strasznie przykro, gdy widzę, jak ludzie nie szanują natury... źle traktują zwierzęta, śmiecą, niszczą, wycinają drzewa.... Nie jestem w stanie zrozumieć takiego postępowania.
Mam tylko nadzieję, że kotka się nie rozchoruje....
Liczę też na to, że ludzie w końcu się opamiętają i przestaną zabijać nasz świat w którym żyjemy.
Ziemia to nasz dom, a o dom trzeba dbać.






sobota, 14 kwietnia 2012

22. Wiosna, ach to Ty!

Jak widać na zdjęciu powyżej, zrobiłam z włosami to co zamierzałam, dlatego tu umieszczam fotkę, żeby pokazać, jaki wyszedł efekt. Zajęło mi to więcej czasu niż "tydzień", ale tak to już bywa, gdy pewne sprawy spadają na głowę. Wtedy inne "rzeczy" trzeba przełożyć na później.

Minął miesiąc od ostatniej notki. Przez ten czas wiosna przychodziła, chowała się ustępując na chwilę walczącej zimie, tak na zmianę, dla zabawy chyba... ale w ostatnich dniach, wiosna na dobre się rozgościła od czasu, do czasu przybijając piątkę z latem.
Jak to mówią - Kwiecień plecień....

Najbardziej w tym wszystkim lubię słuchać ptaków, które rozochocone ciepłą temperaturą, grzejącym słonkiem i odżywającą roślinnością, rozśpiewują się od świtu do nocy.

Pójdę dziś z K. na spacer do lasu. Mamy blisko, pogoda jest ładna, więc trzeba korzystać.








PS: Doszłam do wniosku, że bez niektórych ludzi, bez niektórych spraw i problemów, czuję się weselsza, spokojniejsza i mniej zestresowana, dlatego uznałam, że pozostanę w takim stanie - bez tego wszystkiego. Toksyczni ludzie nie są mi do szczęścia potrzebni.

czwartek, 8 marca 2012

21. Czyżby wiosna?

Wiosenne porządki?
Może coś w tym stylu. Tak.
Te domowe, klasyczne - jeszcze przede mną (póki co za zimno na mycie okien), ale łapie się na tym, że wraz z nadchodzącym oddechem wiosny, podejmuje decyzje odnośnie zmian, nie tylko jeśli chodzi o pewne wybory w toku myślenia, czy nastawienia, ale też w kwestiach też na przykład wyglądu.
Postanowiłam zmienić fryzurę. Do fryzjera wybieram się w następnym tygodniu. Jeśli efekt będzie taki jak w moich wyobrażeniach (albo chociaż bardzo zbliżony), to będzie dobrze.
A nawet bardzo dobrze. Wiosennie - na pewno.
Ciekawa jestem tylko, co powiedzą w pracy jak mnie zobaczą. Hehe.
Myślałam też o zrobieniu porządku w szafie.
Nie dlatego, że mam w niej pierdolnik, ale dlatego, że mam wiele ciuchów w których (z różnych powodów) zwyczajnie nie chodzę i nie ma sensu ich trzymać.

Ostatnio miewałam różne sny. Wg mnie - znaczące sny, które skłoniły mnie do podjęcia pewnych decyzji - np. od dawna zbieram się z decyzją, by zrobić własny zestaw symboli. Run. I jakoś tak ciagle to odkładam "na później", bo zawsze jest coś do zrobienia. Ostatnio przyśniło mi się, że takowy już sobie zrobiłam, a także że zrobiłam własny bęben, oraz że skompletowałam swój zestaw narzędzi i pomyślałam, że skoro te decyzje przypominają mi się po nocach i wracają do mnie ciągle, to znaczy, że już przyszła odpowiednia pora, by się już poważnie za to zabrać.

"Rozejrzałam się po ciemnym korytarzu we wnętrzu jaskini.
-podążaj za białym piórem. - powiedziała lisica, przebierając niespokojnie puszystym ogonem."

A co jeśli to zdanie ma jeszcze inne, ukryte znaczenie, którego jeszcze nie dostrzegłam?
Cały czas mi się wydaje, że tak właśnie jest.