Mijają dni, a ja czuję z niewyjaśnionych przyczyn jakaś nieopisaną radość w mojej głowie, która skrada się, powoli wyłaniając z ciemności.
Szukam swojej drogi. Ustawiam swoje życie pod odpowiednim kątem, wyznaczam kierunki jakimi chcę iść. Jeszcze nie wiem, czy to będzie dobra droga, ale jeśli nie sprawdzę, to się nie dowiem.
Miewam sny, które po zinterpretowaniu okazują się wskazówkami,
co powinnam zrobić, w jaki sposób spojrzeć na dany problem, by ujrzeć jego drugą stronę, nie koniecznie tak straszną, jaka się wydawała na początku? Jak spojrzeć na siebie i swoje życie, bo na jawie, w pędzie codziennego życia, bardzo łatwo umykają nam rzeczy istotne, które przychodzą właśnie w snach... Bo kto jak kto, ale moja własna podświadomość doskonale wie co będzie dla mnie najlepsze.
Wystarczy tylko usłyszeć ten głos i za nim podążać.
Dzisiejszej nocy (od owego niemalże nieszczęśliwego wypadku) pierwszy raz od wielu lat nie bałam się burzy! No dobrze, na początku jak tak mocno walnęło, to się przestraszyłam, ale... to było coś zupełnie innego niż zawsze... To na prawdę miłe uczucie. Nadchodzą zmiany i muszę stawić temu czoło. Muszę przestać się bać wszystkich i wszystkiego. Życie nie jest po to by się bać, tylko by żyć. Nawet gdy trzeba walczyć o swoje. Bo życie w obecnych czasach to jedno wielkie pole walki. Każdy z każdym toczy wojny, rywalizuje....
Ja teraz też walczę. Ze sobą, ze swoją przeszłością.
Ze swoimi kompleksami i problemami. I wierzę, że wygram.
W końcu Morrigan przecina mi drogę, więc nie może być inaczej...
Każdy posiada swoje mniejsze i większe problemy, wady, kompleksy.... Tylko nie każdemu się chce podjąć te walkę i się zmienić na lepsze,
by być lepszym człowiekiem, zadowolonym z siebie, swojego życia.
By nie narzekać, tylko czerpać z życia to co dobre.
Wracając z pracy do domu, znalazłam piękne czarne pióro.
Zastanawiam się, czy to kolejny znak, czy też kolejny przypadek do kolekcji? Czas pokaże.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz